Do gry zasiadałem z pozycji gracza niezaznajomionego z poprzednimi częściami. Oczekiwania miałem dosyć spore mimo, iż kilka awaryjnych lampek zaświeciło się po drodze. Gra powstawała bowiem ponad 5 lat, miała ostatecznie ukazać się w 2016, później na jesieni 2018, by ostatecznie ujrzeć światło dziennie dopiero w lutym 2019. Ponadto została dodana automatycznie do listy gier w subskrypcji Game Pass. Nie jest też to tytuł ekskluzywny dla Xboxa jak zapowiadano, gdyż dołączył do listy gier anywhere, dostępnych także na PC.
- BRAK SPOLSZCZENIA.
- Pierwsze niemile zaskoczenie na samym początku to brak spolszczenia dla gry w dystrybucji cyfrowej. Szczerze, nie pamiętam, kiedy ostatnio gra nie oferowała przynajmniej polskich napisów.
- FABULA
- Krótko o fabule, która praktycznie nie istnieje. Otóż futurystycznym miastem New Providence rządzi ugrupowanie Terranova, pod przykrywka nowoczesności wprowadza rządy terroru. Jako agent specjalny musimy zlikwidować po kolei wszystkie komórki tej organizacji. Rozpracowanie jej systemu przypomina działania znane z Ghost Recon Wildlands, czy FarCry5czyli cala struktura jest piramidalna, podzielona na odrębne działalności prowadzone przez szefów regionalnych. By wywabić szefa musimy zniszczyć określoną ilość komórek bezpośrednio mu podlegających, by z kolei dobrać się do głównej szefowej Elizabeth Niemand, musimy wyeliminować większość jej bezpośrednich podwładnych.
- POSTAĆ.
- Twarzą gry został znany aktor Terry Crews. To m.in. jego charyzma I temperament miały zapewnić przychylność grze. Co z tego, skoro możemy korzystać z innych agentów i praktycznie poza prologiem nie musimy w ogóle mieć z nim styczności. Pomysł był pierwsza klasa, niestety kompletnie niewykorzystany.
- GRAFIKA
- Graficznie ta gra to kpina. Mimo, że nigdy nie jest to sprawa pierwszorzędna, to niczym zrobione na szybko w Paincie tekstury, świecące dookoła geometryczne bryły w czasach RDR2 czy FC5 zakrawa na żart. O ile jeszcze w mieście ta lekko komiksowa stylizacja tak nie razi, to wystarczy spaść agentem poniżej poziomu miasta, gdzie straszą brzydkie głazy I jeziora kwasu.
- SYSTEM DESKTRUKCJI
- Anonsowany tak głośno system destrukcji nie działa kompletnie. Poza pojazdami, przeciwnikami I nielicznymi kontenerami nie jesteśmy w stanie nic zniszczyć. Do sześciennych domków nie możemy wejść, nie możemy ich zburzyć, jedyne co damy rade, to na nie wskoczyć.
- AKTYWNOSCI
- Trzeba przyznać, że w mieście mamy sporo do zrobienia. Poza niszczeniem siatki Terranovej, możemy brać udział w wyścigach samochodowych, biegach na czas, przejmować wieże nadawcze, czy niszczyć kolejne posterunki. Każda poboczna aktywność rozwija inna umiejętność. Także styl wykańczania wrogów determinuje kierunek ewolucji naszego bohatera. Nasz skuteczność strzelecka wzrasta, jeśli wrogowie giną od karabinów, silą, gdy wykańczamy ich gołymi rękami, a wyścigi podnoszą umiejętności kierowcy.
Mimo wszystko wspinanie się na wieże nadawcze daje sporo radości. Trzeba się czasem niezłe nakombinować jak dotrzeć do trudno dostępnych miejsc. Bywa, że trzeba wykonać perfekcyjny skok, gdzie nawet najmniejsza fuszerka kończy się długim lotem w dol. Byłoby to pewnie wielce frustrujące, lecz o dziwo nie jest, prawdopodobnie dzięki dobremu systemowi checkopintow.
- ROZWÓJ POSTACI
- Po mapie rozsiane są liczne zielone I niebieskie orby, czyli kule, które dodatkowo zwiększają naszego skilla. To spora ulga, gdy rozmaite znajdźki wprowadzają konkretne zmiany, a nie są jedynie pogonią za osiągnięciami.
Mam tez sporo uwag do układu przestrzennego metropolii. Zasadniczo rozwinęła się ona wertykalnie I czasami można pogubić się w skomplikowanej rozbudowie. Nierozważny krok i lądujemy gdzieś na samym dnie.
- MAPA I JEJ WIELKOSC
- Natomiast całkowity obszar gry jest niewielki. Można cala mapę przebiec dosłownie w kilka minut. Teraz pytanie, czy to złe? W moim mniemaniu w tym przypadku nie do końca. Gdybym bowiem w tej bardzo słabej grze miał jeszcze przemierzać olbrzymie odległości od jednej aktywności do drugiej, to by mnie chyba krew zalała. Tymczasem praktycznie za każdym rogiem znajdziemy coś do zrobienia, czyli w olbrzymiej większości do zniszczenia.
- ROZWAŁKA
- Na tym bowiem bazuje gra – na efektownych starciach z wrogiem. Musze szczerze przyznać, że sprawdza się to świetnie. Uczestniczymy w totalnej rozwałce, piekielnym chaosie, który jest piękny. Nie ma tutaj miejsca ani czasu na dokładne mierzenie, dlatego auto celowanie jest niezbędne. Atakują nas zastępy wrogów z każdej strony – regularni żołnierze, agenci, siły specjalne, drony, wielkie mechy. By dopełniać dzieła zniszczenia w nasze ręce został oddany niewielki, acz zróżnicowany arsenał. Bronie nie różnią się jedynie ilością pocisków, każda z nich działa inaczej, wystrzeliwuje inne pociski, zadaje różne obrażenia. Świetne są podczas tego całego zamieszania komentarze naszego przełożonego, które słyszymy w interkomie. “Chore zagranie Agencie”, “Mam jedynie nadzieje, że to było konieczne”, albo “uwielbiam zapach toksycznych spalin o poranku”.
Podsumowując, w moim odczuciu Microsoft świetnie zdawał sobie sprawę jakie to “arcydzieło” dostana gracze, postanowiono wiec dokończenie tego zapychacza Gam Passa. Patrząc, ile świetnie zapowiadających się gier jest rocznie kasowanych, wydaje się to jedynym rozsądnym wytłumaczeniem. Inwestowanie w “Netflixa z grami” wydaje się być w tej chwili główną polityką potentata z Redmond. Podejrzewam, że świat gier obył by się bez Crackdown 3, nikt na to nie czekał I nikt by po tej produkcji nie płakał.
Ocena
4/10 to jedyne co mogę wycisnąć mimo naprawdę sporych chęci.
Dla nieumiejących lub nielubiących czytać, wrzuciłem recenzję również na mój kanał: