Kontynuacje to dziwne twory. Im lepszy jest pierwowzór, tym większe jest prawdopodobieństwo, że jego sequel będzie kolejnym nieudanym klonem. Zamiast utrzymać znany klimat, prowadzi do destrukcji wszystkich jego zalet. Zwykle przez nadmierne eksponowanie „nowości” i „świeżości”. Sięgając pamięcią wstecz widzę, jak ociężały Issac porusza się po pustych i depresyjnych (tak, bardziej niż strasznych) lokacjach i właśnie za łączenie tej gęstej atmosfery ze strachem i innymi mocnymi emocjami, wiele osób pokochało Dead Space. Z drugą częścią dostajemy więcej usprawnień irytujących błędów i uchybień, których nie ustrzegła się poprzedniczka. Ma to swoje dobre i złe strony, ale po kolei.
Część graczy będzie zawiedziona tym, co zaserwował im developer w drugiej odsłonie martwej przestrzeni, a reszta (w tym ja) poczuje się jak ryba w wodzie. Jest kilka powodów takiej sytuacji. Po pierwsze – klimat. Gra stała się dużo bardziej dynamiczna. Issac jest szybszy, dzięki nowemu pancerzowi i uzbrojeniu przestał być powolnym inżynierem. Teraz jego kreacja wydaje się mieć więcej wspólnego z członkiem oddziału ochrony, niż przypadkową „ofiarą” zmuszoną do walki z nekromorfami. Oczywiście jeśli myślicie, że Clarke jest tak dynamiczny jak Marcus Fenix albo Nathan Drake to jesteście w błędzie. Główny bohater nie jest już tak jak poprzednio, nastawiony na przetrwanie, lecz bardziej na konfrontację. Ma to swoje odzwierciedlenie w sposobie używania modułów kinezy i stazy. O ile w „jedynce” ich używanie było pomocnym, lecz niekoniecznie warunkującym ukończenie gry czynnikiem (poza przestawianie pewnych obiektów), o tyle w dwójce, autorzy wręcz nakłaniają nas do mordowania przeciwników z pomocą tych umiejętności.
Jeśli już wspominamy wszystkich tych przyjemniaczków, których będziemy mieli okazje kroić w Dead Space 2 to wypada dodać, że oni też nie wyglądają już jak strachy na wróble z przyklejonymi kosami. Oprócz starych znajomych takich jak Lurker czy Leader (poddanych face-liftingowi jeśli takie słowa można użyć hehe) pojawiają się istoty plujące kwasem, z minami naszych parlamentarzystów. Największe, pozytywne zaskoczenie przeżyłem jednak, spotykając stwory przypominające przerośnięty chodzący szkielet kurczaka. Nie dajcie się zwieść ich niepozornemu wyglądowi. To cwane bestie uwielbiające atak z zaskoczenia. Intrygujące jest rozwinięcie pomysłów związanych z necro-dziecmi. Pojawiają się dwa nowe osobniki. Pack wyglądający jak rozwścieczony brakiem ulubionej zabawki dzieciak, pozbawiony wiedzy o tym czym są obcinaczki do paznokci oraz niemowlak z wyraźnymi problemami gastrycznymi. Lepiej nie sprawdzać czy odbił się mu już obiadek. Na szczęście z pomocą, przychodzi nam znacznie bardziej rozszerzony i urozmaicony arsenał broni. Nowych zabawek jest dużo, dlatego nie będę psuł Wam potencjalnej radości z odkrywania ich metod działania. Od siebie dodam, że ze wszystkich nowych pukawek, największą frajdę sprawia dewastator – broń wyrzucająca miny. Ma ktoś ochotę na sałatkę z nekromorfów?
Dead Space 2 kontynuuje linie fabularną poprzedniej części. Jednak dużo większy nacisk, kładzie na przeżycia wewnętrzne bohatera, niż na sam atak nekromorfów. Mimo, iż w trackie gry wracamy na pokład Ishimury to jednak całość opowieści dzieje się w kosmicznym mieście – Sprawl znajdującym się na jednym z księżyców Saturna. Issac ma problemy z zaakceptowaniem tego, co stało się w poprzedniej części. Jest dręczony wyrzutami sumienia i poczuciem odpowiedzialności za śmierć swojej ukochanej. Całość sprawia wrażenie nieco pogmatwanej i sztucznie doklejonej historii. Na szczęście nie jesteśmy zobligowani, do wczuwania się w meandry opowieści. Wciąż wiemy za mało o samych Unitologach i nekromorfach. Kto wie, może dowiemy się tego w kolejnej części? Bo prawdę mówiąc jestem przekonany, że takowa powstanie. Jest to tylko kwestia czasu.
Oprócz wszystkich tych elementów, które wymieniłem, w poprzedniej części istotną rolę w budowaniu odpowiedniego nastroju, odgrywały lokacje. Wszechobecna cisza, surowość i mrok miały wpływ na to, w jaki sposób gracze postrzegali grę Visceral Games. W dwójce poprawiono praktycznie wszystko. Lokacje są teraz bardziej szczegółowe, zawierają więcej niuansów. Te drobne, a czasem kosmetyczne różnice znacznie polepszają komfort grania w Dead Space 2. Brakuje używania wewnętrznego systemu transportu (osławiony wagonik). Jest też mniej zabawy w stanie nieważkości. Samo poruszanie się w nim, jest ułatwione przez zamontowanie na nowym kombinezonie Issaca silniczków manewrowych.
Paradoksalnie największą wadą, która w założeniu developerów miała być atutem Dead Space 2 okazuje się tryb rozgrywki wieloosobowej. Wybaczcie, ale, mimo iż jestem fanem uniwersum martwej przestrzeni, to jednak nie mogłem wytrzymać więcej niż godzinne tej zabawy. Wieje nudą. Wszystko jest sztuczne, pozbawione urozmaicenia, a zdobywanie nowych rang nie przynosi jakiejkolwiek radości. Gra o takiej mechanice i sposobie prowadzenia rozgrywki jest bardzo silnie powiązana z wątkiem fabularnym. Multi w takim tytule wydaje się robić za przedłużacz uciechy. Zdecydowanie lepszym pomysłem jest ukończenie gry po raz drugi na wyższym poziomie trudności. Tych jest aż cztery. Od prostego (tutaj wpisać słowo niedzielny gracz) do hardcorowego z możliwością wykonania tylko trzech save’ów na całą grę.
Dead Space 2 to jedna z lepszych kontynuacji – rozwijająca i doskonaląca elementy pierwowzoru. Po za wpadką z dodaniem sztucznego multi, całość zasługuje na dłuższą chwilę uwagi. Nie martwcie się skamlaniem malkontentów twierdzących, że przez zwiększenie tematu rozrywki, produkcja straciła swój klimat. Wręcz przeciwnie, wszystko wydaje się zamykać w spójną całość, która sprawia mnóstwo satysfakcji.
Zalety i wady :
+grafika
+konstrukcja poziomow i broni
+niekonwncjonaly upgrade wyposazenia
+walka
+HUD
+wystarczajaca dlugosc gry
+udźwiękowienie
-przewidywalna
-słaby tryb multi