Jestem świeżo po skończeniu kampanii, patrzę na metacritic, wersja PC, 72 punkty Metascore, User Score na poziomie 6.4 okej, to jedziemy.
Gra na pewno będzie gorzej oceniana od Black Opsa 2 ale nie dlatego, że jest gorsza, tylko dlatego, że uderza w inne struny, bardziej dojrzałe. Mamy tu tak samo misje z hollywoodzkim rozmachem jak w Call of Duty, jednak trzon fabuły i to, co chcą nam przedstawić twórcy już się różni. Tu nie chodzi o ratowanie świata, tu jeden człowiek nie ratuje od wybuchu atomówki, choć tak samo jest wojakiem, to pokazana jest w MoHu jego ludzka strona z którą każdy wojak się boryka. Niby w każdym shooterze jeden człowiek zabija tysiące przeciwników ale tu jest dobitnie pokazane, co się staje, gdy taki człowiek zawiedzie, zejdzie z tego świata. Z drugiej strony mamy sytuację rodzinną, gdzie Ojciec, głowa rodziny ma rozdarte serce, między miłością do wojny, a miłością do rodziny. Widać, że Danger Close pomagał w kreowaniu fabuły żołnierz który był na wielu misjach i wiele widział. Oczywiście na żadnej wojnie nie byłem, ale kilka miesięcy temu przeczytałem bardzo ciekawą książkę nt. Amerykańskiej Armii, oddziału SEALS i ich wojskowych misji, chodzi o "Cel Snajpera", gorąco każdemu polecam, zjada na śniadanie wszystkie gry militarne. Fabuła na poczatku wydawała się mdła i nijaka, ale gdy doszła do punktu kulminacyjnego wszystko się rozjaśniło. Dobrze to twórcom wyszło, można było uronić łezkę przy scenach końcowych, jeżeli tylko spróbowało się postawić siebie na miejscu tych żołnierzy.
Coś o samej grze. Nie jest to wybitna gra, ani najlepsza w tym roku, po prostu niczym się nie wyróżnia, nie ma w sobie nic przełomowego. Ale takie już są dzisiejsze FPSy i karcenie za to akurat Danger Close jest wg. mnie nie na miejscu. Prawda jest taka, że dzisiaj w każdym FPSie robi się to samo. przechodzi z punktu A do B, mamy za sobą kompanów którzy strzelają ślepakami, a my cały ogień przeciwnika koncentruje się akurat na nas. Siejemy ołowiem do przeciwników, którzy co kilka sekund wychylają swoje główki, potem są zastępowani przez żywych wojaków i krycie się obok czterech poległych rebeliantów nie robi na nich wrażenia (bo przecież kto by pomyślał, że trupy obok oznaczają, że ta kryjówka jest do bani?). Ale tak wygląda rynek FPSów XXI wieku. Chociaż Danger Close stara się urozmaicić ten strasznie przejedzony trzon rozgrywki to nie zmienia to faktu, że walka jest taka, jak we wszystkich grach ostatnich lat. Ale trzeba ich docenić za pomysłowość, breaching, który ma wiele opcji pozwala na trochę odejść od monotonni, dając nam kilka różnych opcji wejścia do budynku. Misje z samochodem to bardzo ciekawy zabieg, w innych grach, czy u konkurencji były to tylko krótkie epizody w misjach, a tu od początku do końca siedzimy za kółkiem, interesujący eksperyment który wg. mnie się udał. Ogólnie kampania jest krótka, aczkolwiek treściwa i urozmaicona, już przywykłem do takich strzelanek ale MoH nie zostawia nam uczucia niedosytu. Gra wygląda świetnie, a twarze w grze są najbardziej realistyczne, jakie w życiu widziałem, mam tylko zastrzeżenie do twarzy kobiet, które ekhm... są niezbyt kształtne.
I tak to jest tylko opinia o kampani, a wszyscy wiemy, że to nie dla niej strzelanki sprzedają się w milionach egzemplarzy. Multi nie ograłem i nie ogram, z pirackich powodów no i z czystej zapobiegliwości, nie wydam w ciemno 130zł by sprawdzić, czy gra mi się spodoba. Wracając do tematu, nie oceniajcie bitwy Medal of Honor Warfighter kontra Black Ops 2 pod kątem singla, a już na pewno nie tak, żeby to singiel był największym argumentem w dyskusji. Bo to tak, jakby porównywać kierownicę w dwóch różnych samochodach i na jej podstawie wydać opinię o całym aucie. Te gry są robione pod multi i chciałbym się dowiedzieć, za co MoH ma takie oceny, co poszło nie tak w tworzeniu multiplayera? Ocena miała być 7/10 ale po zakończeniu daję 8.