Nie spieszę się z fabułą, mimo kilkudziesięciu godzin spędzonych przy grze, ledwo kończę 3 rozdział, więc spoilerów nie będzie.
Gra jest krótko mówiąc powalająca pod każdym względem.
DETALE!
Takiej ilości detali, od drobnych szczegółów po większe elementy układanki, nie było do tej pory. Od szerokiego macro do najmniejszego micro, Rockstar stworzył olbrzymi świat pełen najdrobniejszych pierwiastków.
Konia z rzędem temu, kto odkrył wszystkie te smaczki.
Takiej jakości śniegu i błota nie spodziewałem się w najśmielszych oczekiwaniach.
Kiedy jedziemy na koniu, Artur uchyla się by nie uderzyły go gałęzie.
Kiedy kładziemy skóry na konia, to autentycznie je widać, każda ma unikalny wygląd. Kiedy już mamy na koniu skórę większego zwierzęcia np. bizona, czy krokodyla, te mniejsze Artur wsuwa pod spód, czyli został zaimplementowany ruch dla określonej sytuacji.
Dobieramy odpowiednie ubranie do środowiska.
Dbamy o siebie – musimy odpoczywać, jeść, utrzymywać higienę osobista – ludzie inaczej reagują w zależności jak wyglądamy. Trzeba jednak pamiętać, by nie jeść za dużo, bo przytyjemy i koń będzie się szybciej męczył.
Dbamy o konia – czeszemy go by był czysty, zwiększamy relacje z nim, by lepiej reagował na nasze komendy, karmimy go.
Dbamy o bron, im czystsza tym bardziej niezawodna
Tego jest tak wiele, że pisałbym ten tekst kilka godzin.
Wygląd, aktualne ubranie Artura a także określona sytuacja pojawiają się w cutscenkach! Raz zdarzyło się, że lokalna władza dopadła mnie, gdy rozpocząłem misje. Scenka się toczyła, a stróże prawa stali dookoła z wycelowanymi rewolwerami I czekali aż skończymy rozmawiać! Jak to możliwe?!
NATURALNOŚĆ!
Wszystko odbywa się na naszych oczach, jest autentyczne i unikalne.
Skórowanie zwierząt obserwujemy jako dłuższy proces, Artur nacina martwe zwierzę i krok po kroku skóruje. Ja wiem, że normalnie trwa to dłużej, ale każda gra do tej pory unikała aż takiej ilości detali. To może być aż nużące dla niektórych. Wystarczy porównać z RDR1, który do dziś zachwyca ilością szczegółów, gdzie podczas tego samego procesu widzieliśmy jedynie kilka kropel krwi na ekranie.
Kiedy jadąc na koniu wybieramy odpowiednią broń, to Artur po nią sięga. Wykonuje autentyczny ruch, gdzie najpierw chowa poprzednią w kaburę, a później wyciąga następną.
Kiedy zbieramy zioła I rośliny, to Artur sięga I wyrywa, obrywa, skubie, liście, łodygi, kwiaty, każda w inny sposób.
Kiedy gramy w mini gry, to czy poker, czy domino, my rzeczywiście widzimy, jak Artur sięga po karty, klocki. To trwa, może irytująco długo, ale naturalnie.
Mnie to wszystko urzekło i odczuwam autentyczną przyjemność obcowania w tym świecie, gdzie wszystko ewoluuje, dzieje się na moich oczach a nie materializuje w cudowny sposób.
Znając w pewnym sensie zakończenie tej historii, ponieważ RDR2 jest prequelem, lubię znajdywać w moich towarzyszach pierwiastki znane z RDR1. Oczywiście John Marston jest numerem jeden, ale reszta też nie odstaje. Sprawia mi przyjemność dbanie o grupę, regularnie dostarczam im pożywienie, wspomagam jak tylko mogę.
Rozmowy z kompanami to istne perełki, jak się przegadują, obrażają, podjudzają. Linii dialogowych musi być mnóstwo, bo są inne w zależności od sytuacji.
W grze nie ma powtarzalności, wszystko jest unikalne, reaguje na rzeczywiste czynniki.
Eksploracja mapy i polowanie to moje ulubione aktywności. Poznajmy okolice, różnych ludzi, zdobywamy przyjaźnie, czasem przyłączamy się do nieznajomych i polujemy, innym razem zostajemy napadnięci, innym to my napadamy, możemy pomoc, możemy zaszkodzić, możemy wszystko.
Tak jak mówiłem, mógłbym wymieniać zalety długo.
Jeśli coś mnie w tej grze irytuje to wszechobecność świadków oraz wielofunkcyjność przycisków. Czasem chce z kimś pogadać – lewy strzał, a tu nagle wyciągam bron i od razu problem. Chce wsiąść na konia – Y a tu nagle zaczynam szarpać pobliskiego frajera I od razu problem.
Nie wspomnę o fabule, bo nie ukończyłem jeszcze nawet 3 rozdziału, ale zapowiada się bardzo dobrze. Wiemy do czego to wszystko prowadzi, ale jestem wielce ciekaw jak.